Wysłane przez NK w
Na rynku nieruchomości zauważalnie zwiększył się popyt na używane mieszkania. Wydaje się, że po części jest to skutkiem planowanych zmian w przepisach zmierzających do likwidacji programu „Rodzina na swoim” i podwyżki podatku VAT, ale przede wszystkim zapowiedź dalszych obostrzeń w udzielaniu kredytów hipotecznych.
Spowodowało to krótkotrwałe ożywienie skutkujące wzrostem cen. Dobrze sprzedają się mieszkania małe i tanie, w przedziale cenowym od 250 tys. zł do 350 tys. zł. Warto kupić takie mieszkanie na przykład studiującemu dziecku, bo rata kredytu będzie porównywalna, a czasem nawet niższa niż comiesięczny czynsz najmu. Oczywiście, wszyscy chcą kupować w Centrum czy na Mokotowie, ale po sprawdzeniu cen kupują w Białołęce. Zainteresowanie rynkiem wtórnym wzmaga się, choć zawsze było ono większe niż zainteresowanie rynkiem pierwotnym. Klienci wybierają mieszkania używane przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo transakcji. Rynek nieruchomości jest – jak się okazuje – płytki i wrażliwy na regulacje prawne i podatkowe. Niezaspokojone marzenia o własnym mieszkaniu są ogromne. Ich potwierdzeniem są dane z Ministerstwa Infrastruktury. Według ostatnich informacji w Polsce brakuje 1.8 mln mieszkań, a 200 tys. istniejących nadaje się wyłącznie do wyburzenia. Tymczasem cena jednego metra kwadratowego jest wyższa niż średnie wynagrodzenie, a na 1 tysiąc mieszkańców buduje się tylko 2,6 mieszkania (w Unii Europejskiej – ponad 5).
Konieczność i chęć posiadania własnego mieszkania jest tak wielka, że 220 mld zł ze wszystkich 680 mld zł kredytów udzielanych przez polskie banki stanowią kredyty hipoteczne. Ale co z marzeniami tych, którzy zdolności kredytowej nie mają lub po zmianie przepisów ją utracą? Związek Banków Polskich przygotował długoletni program mieszkaniowy połączony z systemem oszczędnościowo – kredytowym; ma on być rozwiązaniem kiepskiej sytuacji mieszkaniowej w Polsce. System sprawdził się w Czechach, na Węgrzech, w Austrii i na Słowacji, może sprawdzi się i u nas.