Wysłane przez jk w
Związek Banków Polskich w ostatnich komunikatach sygnalizuje spadek wartości kredytów hipotecznych w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego o 20%, pośrednicy kredytowi mówią o spadku jeszcze większym, a pojedyncze banki nieoficjalnie o spadku nawet o 30%. To z pewnością oznacza prawdziwy kryzys na rynku nieruchomości i drastyczny spadek ilości transakcji.
Do tej sytuacji niewątpliwie przyczyniły się rekomendacje S i T wydane przez Komisję Nadzoru Finansowego, które otwarcie krytykował Związek Banków Polskich. Niedawno, w okresie największej gorączki związanej z aferą Amber Gold, przedstawiciel KNF przyznał, że być może rekomendacje T i S są zbyt ostre, co doprowadziło do kierowania się klientów do innych podmiotów, również parabanków, zamiast do banków. Tendencja na rynku nieruchomości na koniec lata nie zmieniła się, ceny spadają, choć zdecydowanie trzeba przyznać, że w porównaniu do innych dużych miast, w Warszawie ten spadek jest najmniejszy. Na sprzedaż mieszkania trzeba dziś czekać około 4 miesięcy, choć nierzadko ten proces trwa około roku. Różnica między ceną ofertową a transakcyjną wynosi średnio około 15%. Wydłuża się proces decyzyjny: duża podaż sprawia, że klienci oglądają kilkanaście, a bywa że i kilkadziesiąt mieszkań przed przystąpieniem do umowy przedwstępnej. Jest jednak i druga strona medalu: ciekawe nieruchomości nie są wystawiane do sprzedaży i wymagający klienci nie mają czego kupować. W ostatnim czasie aż 7 banków podwyższyło swoje marże, a obniżył je tylko jeden. Zmniejszająca się zdolność kredytowa przeciętnego nabywcy sprawia, że kupowane są nieruchomości tanie: najważniejsza jest cena, mniej ważny standard i powierzchnia. Miejmy nadzieję, że osiągnęliśmy już dno kryzysu, od którego można się odbić, a zapowiedzi wzrostu cen czynszów i podatków od nieruchomości spowodują, że na rynku pojawią się atrakcyjnie położone nieruchomości, których właściciele nie będą już oczekiwać cen z czasów hossy i stanie się to przyczynkiem do tego, że rynek nieruchomości się ożywi.