Droga może być droga

Każdy, kto rozpoczyna poszukiwania działki budowlanej wie, że warunkiem uzyskania pozwolenia na budowę jest dostęp do drogi publicznej. Do niedawna wystarczyło uzyskać wypis z rejestru gruntów dla działki drogowej, przy której znajduje się nasza działka i wszystko było jasne: jeśli oznaczono tam użytek literami „dr”, a władającym lub jeszcze lepiej właścicielem był Prezydent m. st. Warszawy, to taki stan oznaczał dostęp do drogi publicznej. Dziś niestety jest inaczej.

Okazuje się, że wiele działek w Choszczówce czy Białołęce Dworskiej położonych jest przy drogach wewnętrznych należących do miasta. Mimo że wszyscy z takiej drogi korzystają, to nie może być ona zaliczona do kategorii dróg publicznych, jeśli nie została jeszcze wybudowana i pozostaje w sferze projektu.

Ustawa o drogach publicznych nie definiuje w jasny sposób pojęcia drogi wewnętrznej i okazuje się, że może to być sposobem na zapełnianie dziury w miejskim budżecie. Urzędnicy skwapliwie wykorzystują niezbyt precyzyjne zapisy ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Ustawa ta dostęp do drogi publicznej określa jako ,,bezpośredni dostęp do tej drogi albo dostęp do niej przez drogę wewnętrzną lub przez ustanowienie odpowiedniej służebności drogowej”. Z powyższej definicji można wnosić, że droga wewnętrzna jest drogą ogólnodostępną, bez względu na to, czy jest ona własnością Prezydenta, czy też własnością prywatną. Jednocześnie przepisy prawne nie regulują w jednoznaczny sposób zasad korzystania z drogi wewnętrznej. Możliwa jest więc sytuacja, że właściciel drogi wewnętrznej np. ją ogrodzi i uniemożliwi dostęp do niej sąsiadom. I tak właśnie czyni ostatnio Prezydent m. st. Warszawy. Wielokrotnie widziałam decyzje o warunkach zabudowy wydane dla działek przyległych do działek drogowych będących własnością Prezydenta, nie będących drogami publicznymi, nakazujące podpisanie z miastem umowy ustanowienia służebności przejścia, przejazdu i prowadzenia mediów. Zapis brzmi niewinnie, a tymczasem oznacza dla właściciela działki obowiązek wniesienia opłaty na rzecz miasta. Kwoty te bywają niezbyt wygórowane (np. 1000 zł przy ul. Spadkowej), a czasem bardzo znaczące (15 tys. zł przy ul. Piskląt).

Warto jednak wspomnieć, że znane są przypadki obrony się przed takim mytem. Argumentem w sprawie może być wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 12 stycznia 2010 roku, sygn. akt II OSK 9/10. Sąd stwierdził, że w przypadku, gdy droga wewnętrzna jest własnością gminy, to wydanie pozytywnej decyzji o warunkach zabudowy należy uznać za równoznaczne z wyrażeniem zgody na korzystanie z przedmiotowej drogi. Sąd uzasadniał, że zajął takie stanowisko, ponieważ nie wszystkie drogi będące własnością gmin, do których dostęp nie jest w żaden sposób ograniczony, nie zostały formalnie zaliczone do dróg publicznych, choć przecież taką funkcję pełnią.